ja rudą grzywkę, niebieskie oczy.
Ona rozsądnie zawsze coś powie,
a o mnie mówią, że mam pstro w głowie"*
Poznałyśmy się, jak ona miała lat siedemnaście, a ja dwadzieścia dwa. Obie mieszkałyśmy wtedy w Trójmieście, teraz ja jestem we Wrocławiu, a ona robi doktorat w Krakowie. Zaczynałyśmy w tym samym bractwie rycerskim od późnego średniowiecza, ja skończyłam na odtwarzaniu wczesnego, ona naukowo zajmuje się modą późnego XV i XVI wieku. Bywało różnie, raz lepiej, raz gorzej, przez jakiś czas w ogóle nie miałyśmy ze sobą bliskiego kontaktu. Ale mimo wszystko znajomość przetrwała. Ja po jutrze kończę lat trzydzieści, ona tydzień temu skończyła dwadzieścia pięć...
Pod koniec września wreszcie udało mi się wybrać do Krakowa. Wtedy też umówiłyśmy się, że wyślę jej kartkę urodzinową (chociaż ona robi lepsze i w zupełnie innym stylu). Na DLWC zakupiłam odpowiedni papier i tekturki w kształcie zębatek, bo miało być choć troszke w stylu stampunk, który ona ostatnio uwielbia. A potem zaczęły się schody...
Jako że do zaoferowania mam właściwie tylko haft matematyczny, musiało to być coś wykonane tą techniką. Z drugiej strony ze steampunkiem kojarzą mi się tylko specyficzne ubrania i zębatki właśnie. Przez dwa tygodnie myślałam, jak to ugryźć, a dzień zero zbliżał się nieubłaganie. W pewnym momencie zorientowałam się, ile lat kończy i wpadłam na pomysł, który ostatecznie wykorzystałam na kartce. Nie jestem pewna, czy jeszcze kiedyś powtórzę coś podobnego, bo okazało się, że ilość dziurek była podobna w tej kartce z różą. A do tego w międzyczasie złamała mi się igła i musiałam dokańczać dziurkowanie starym sposobem, czyli pinezką do tablic korkowych. Nie wiem, jakim cudem kiedyś wydziubałam tym sposobem zaproszenia na ślub...
Ostatecznie kartkę wysłałam już po urodzinach, a wczoraj dostałam smsa, że dotarła, więc mogę już pokazać:
A, byłabym zapomniała, kartka powstała do mapki na wyzwanie w Sketchy Colors, na które oczywiście też się nie wyrobiłam, a co...
*fragment wiersza Hanny Łochockiej (jak powiedziały mi Google) z podręcznika do bodajże 3 klasy podstawówki, który przypomniał mi się jak zwykle nagle, niespodziewania i bez związku z czym kolwiek.
*fragment wiersza Hanny Łochockiej (jak powiedziały mi Google) z podręcznika do bodajże 3 klasy podstawówki, który przypomniał mi się jak zwykle nagle, niespodziewania i bez związku z czym kolwiek.
Później zajrzę poczytać, bo teraz mi tak słońce świeci, że ledwo co widać na monitorze.
OdpowiedzUsuńDziękuję za udział w mojej zabawie i życzę powodzenia w losowaniu:) wyniki po powrocie z przedszkolnej imprezy mikołajkowej:)