...matura? Niestety, nie o to chodzi, a o moje trzecie okrągłe urodziny. W niedzielę skończyłam dwadzieścia dziewięć lat. Już czuję się strasznie staro, ale ten ostatni rok będzie najgorszy. Miałam nadzieję, że do trzydziestki będę już mamą i będę miała porządną, spokojną i stała pracę. Ale coś się na razie nie zanosi, a czasu coraz mniej... Ale nie o tym chciałam. Bo urodziny były całkiem sympatyczne, gości przyjmowałam całe dwa dni. W sobotę byli Teściowie, niestety na diecie, więc nie mogłam się wykazać kulinarnie. Za to w niedzielę odwiedziły mnie koleżanki z pracy, sztuk dwie, tym razem bezdietowe, więc i trochę w kuchni najpierw posiedziałam. Był i czarny sernik i karpatka i sałatka jarzynowa. Miały być jeszcze
palmiery z suszonymi pomidorami, ale jakoś o nich zapomniałam... Ale i tak najadłyśmy się my, Książę Małżonek i Pan Pies. Ten ostatni nie był planowany na przyjęciu, ale zapomniałyśmy zamknąć drzwi od pokoju, jak wychodziłyśmy do kuchni po herbatę, więc i on się rozgościł.
Jeśli chodzi o prezenty, to od Teściów dostałam pięknego storczyka, idealnie pod kolor salonu:
A od dziewczyn własnej roboty szkatułkę, czyli pierwszy decoupage widziany przeze mnie na żywo:
I kartkę:
Śliczności, prawda?
Było oczywiście oglądanie moich szuflad z przydasiami i czasopism karciarsko - hafciarskich. No i zachwyty nad królową wieczoru, czyli prezentem od Księcia Małżonka:
Nie spodziewałam się, że będzie pamiętał, że do niej wzdycham, a tym bardziej, że ją kupi, więc do końca nie domyślałam się co dla mnie ma. Nawet, jeśli twierdził, że to takie oczywiste. Okazuje się, że maszynka to dopiero początek, już trzeci dzień z rzędu wybieram wykrojniki i nie mogę się zdecydować. Zawsze omijałam w sklepach działy z nimi, bo nie sądziłam, ze kiedykolwiek mi będą potrzebne i nie wiedziałam, że jest ich aż tak dużo. A nie mogę przecież kupić wszystkich od razu...